Witam, witam. xD Wiem, że zawiecha, brak chęci do prowadzenia dalszej części itp. przyczyniły się do tego iż miałam tu nie wracać, ale ostatnio weszłam z czystej ciekawości i co prawda nie ma zbyt wielu komentarzy, ale jeden, pomocny wystarczył abym zdecydowała się napisać coś dalej. Oczywiście pewnie będę tutaj rzadko dodawać, bo jednak no blog jest stary, a jak patrzę na pierwsze posty to płakać się chce. Ponadto odbiegłam od wątku i tworzę coś na spontana. Nie wiem. Może komuś się spodoba. Kto wie. Postaram się wczuć w to co wymyśliłam przedtem. To jest jednak ostatni rozdział w dziale ,,Krwawnik". Od tej chwili zaczynam część 2: ,,Czarną Różę". Dlaczego - dowiecie się po przeczytaniu.
Znasz to uczucie kiedy jednocześnie wiesz, że coś Cię boli, ale nie masz pojęcia co? Nie, chyba nie. Tego mają nieprzyjemność doświadczyć tylko nieliczni. Dlaczego? Bo były to osoby umierające. Z jednej strony widzisz ciemność. Wszędzie mrok, gdy nagle do twoich wrażliwych oczu dociera blask niesamowicie jasnego światła. Każda normalna osoba pomyślałaby o jednym. Niebo, wybawienie. Jednak nie on. Marszczył brwi i zasłaniał oczy, starając się uniknąć spotkania z denerwującym światłem. Dlaczego był inny niż pozostali? Różnica była widoczna. Nie potrzebował światła do życia, ponieważ cały czas kroczył przez ciemność. Gdy wzrok się przystosuje, po jakimś czasie można zachęcić do siebie nawet piekło. On był małym mrokiem. Jeszcze większa ciemność była Sebastianem. Tak to właśnie rozumował. Irytujące światełko będące przeszłością powoli zaczęło być pochłaniane przez próżnie. Wystarczyło by odetchnął i uchylił powieki. W końcu spokój. Cisza i spokój. Przeszedł krok, a odgłos buta na podwyższonym obcasie rozniósł się w każdym kierunku, tworząc charakterystyczne echo. Kolejny krok. Echo. Krok. Echo. Czynność rutynowo zaczęła się powtarzać. Biegł, ale się nie męczył. Nie łapał oddechów, bo nie musiał oddychać. Z każdą kolejną chwilą ogarniało go rosnące przerażenie. Nie strach przed tym, że niczego nie widzi. Ale strach przed tym, co może zobaczyć jeśli się obudzi. O ile się obudzi. Że to sen nie miał wątpliwości. Sen? Czy to śmierć? A może tak wygląda piekło? Nie miał i nie będzie miał okazji zobaczyć nieba, więc nawet nie brał tego pod uwagę. Nie powinien był umrzeć. W takim wypadku... co tu robił? To było jedyne racjonalne pytanie, pozostawione bez odpowiedzi. Uchylił usta chcąc coś powiedzieć, ale nie mógł. Głosu też nie posiadał. Jedyny prawdziwy dźwięk świadczący o tym, że nadal istnieje wybijał szaleńczy rytm, który wyczuwał tylko po przez ciało. Serce nadal biło. Żył i im dalej brnął w mrok, tym dziwniej się czuł. Z początku ta próżnia nie dała mu szansy na nic po za strachem, a teraz z chwili na chwilę wyczuwał rosnące ciepło i ból w klatce piersiowej. Upadł, nie widząc nic pod swoimi nogami. Potknął się, wywrócił, wydając z siebie niemy krzyk. Co się działo? Piekło, paliło, bolało.
- Paniczu. - Przepiękny głos. Taki aksamitny i delikatny. Do kogo mógł należeć? Docierał do jego uszu, przedzierając się przez zabójczą ciszę. Pamiętał, że go znał. Ale nie miał pojęcia, kto to jest. Kim sam był? Kim była osoba, która do niego mówiła? Kolejne pytania bez odpowiedzi. Coraz mniej kontaktował. Coraz bardziej bolało. PIEKŁO. PALIŁO. ROZRYWAŁO. Bezgłośnie krzyczał, po omacku kierując się w stronę z której docierało ukojenie w postaci głosu. Mężczyzna. Gdzie? Boli. Dlaczego tak boli? Jeśli to była śmierć, to chciał już umrzeć. Zniknąć. - Już nie musisz walczyć. Wystarczy. - Dotarł do źródła. Złapał drżącymi palcami czarny materiał. W tym samym momencie ciemność się rozproszyła. Brak próżni, brak bólu, brak krwi. Pozostało jedynie spocone ciało z szokiem wtulające się w czarny frak. Tkwił w szoku, nie odrywając wzroku od miejsca w którym go utkwił. Przypomniał sobie. Wszystko. Chciał wziąć głęboki wdech, ale... nie potrafił. Zamrugał zaskoczony i spróbował jeszcze raz. Nic. Panika. Zacisnął kurczowo palce na rękawie obejmującego go osobnika i spojrzał rozpaczliwie ku górze. - Wdech i wydech. Robiłeś to tysiące razy. Teraz też Ci się uda. - Rada wydana przez opanowany głos przywołała go do porządku. Spróbował i faktycznie. Udało się. Powietrze smakowało inaczej. Czemu... Podniósł niezrozumiale wzrok na swojego lokaja, nawet nie sprzeciwiając się temu, że jest przez niego obejmowany. Chciał wiedzieć co się dzieje. Co to wszystko miało znaczyć... Zadrżał, słysząc hałas. Stłuczony talerz. Głos Finnego. Bard. Jęknął, łapiąc się za głowę. Za dużo odgłosów. Za dużo! Jeździł wzrokiem od mebla do mebla, nie czując jak uścisk dłoni na jego pasie się zwiększa. Dopiero gdy spojrzał w lustro ukazujące większość sylwetki pozwolił sobie na krzyk. Jego własne, czerwone oczy odbijały się w szkle, które zaraz pękło na wiele kawałeczków, podobnie jak i okiennice. - Przepraszam. - Ten szept był ostatnim który dosłyszał nim jego ciałem wstrząsnął kolejny dreszcz, a uczucia zmusiły do wyszarpania się z bezpiecznych objęć.
Krwawnik.
Krwawnik to opowiadanie yaoi/shounen-ai o miłości człowieka z demonem. Napisane jest na podstawie postaci z anime: Kuroshitsuji. Zapraszam. Dumny Ciel dąży jedynie do zemsty za śmierć rodziców i upokorzenie. W tym celu służy mu demon imieniem Sebastian pragnący duszy chłopaka. Jednak czy aby na pewno skończy się tylko na demonicznych pragnieniach? Czy wydarzy się coś co odmieni ich oboje ? Wszystkiego dowiecie się czytając Krawnik~
środa, 16 września 2015
piątek, 17 kwietnia 2015
Zawiecha
Chwilowo nie wiem, czy będę kontynuowała tego bloga. Został zaczęty wtedy, kiedy dopiero zaczynałam pisać. Z biegiem czasu mój styl się zmienił i aż wstyd mi za te początkowe, nudne i nie poprawnie gramatyczne rozdziały. Sama nie wiem, czy mam nawet chęci. Posiadam jeszcze te dwa pozostałe blogi i mam niedobory weny. Nie chcę jednak skreślać tego co osiągnęłam, bo jest tego na prawdę dużo. Sądzę, że najpierw wezmę się za poprawki, a jedynie potem ewentualnie za kontynuację. Się zobaczy. Póki co do zobaczenia.
poniedziałek, 2 marca 2015
13. Piekło.
,,Cielątko :3" - Mam nadzieję, że poprawię Ci tym rozdziałem humor i cieszę się, że mnie czytasz. Udało mi się wstawić dopiero teraz, do tego pisane na szybko i z błędami, ale jednak postaram się je szybko poprawić. Życzę Ci miłego czytania i dobrego samopoczucia. Ja tam swój styl pisania uważam, za żałosny w porównaniu do innych i staram się go podszkalać, ale bardzo się cieszę, że ktoś myśli inaczej niż ja. A co do Ciela-demona odpowiedzi, nie dostaniesz, a co ! :D przestałabyś czytać. Jeszcze jeden lub dwa rozdziały trzeba poczekać. A potem zaczynam nową serię : Black Rose, będzie to kontynuacja tego opowiadania :3 ale już w nieco innych warunkach. Wszystko jest pokazane w spisie rozdziałów :3.
Sebastian nie zwracał uwagi na nic po za drogą przed sobą. Musiał się śpieszyć i wiedział, że tylko od tego jak szybko to załatwi zależy życie jego pana. Ostre gałęzie przy tak szybkim tempie raniły jego policzki, zahaczając o ubranie i w niektórych miejscach rozdzierając czarny frak.
-Obym tylko zdążył. -Szepnął sam do siebie starając się wykrzesać dodatkowe siły do szybszego biegu. W końcu jednak znalazł się w miejscu do którego zmierzał. ,,Undertaker". Zerknął na napis i nie przejmując się czymś takim jak pukanie wszedł bezszelestnie do środka spoglądając znacząco na grabarza, który w pierwszej chwili uśmiechał się do niego szalenie, jak to miał w zwyczaju. Widząc jednak wyraz z jakim przyszedł do niego demon, szybko westchnął i oderwał się od swojej lady kierując się w stronę zaplecza.
-Chodź, chodź lokaju. Masz mało czasu. -Wymruczał pod nosem mijając drzwi i przechodząc do ostatniego pomieszczenia, pozbawionego okien, mebli i drzwi po za idealnie gładką czarną ścianą z wymalowanym na niej pentagramem.
-Otworzysz mi przejście? -Zapytał Sebastian spokojnie, choć od środka rozrywała go niecierpliwość. Undertaker nie był jedynie wysoko szanowanym shinigami, ale po przejściu na emeryturę zaczął również pełnić funkcję Londyńskiego strażnika bram piekieł.
-Nie będziesz miał zbyt dużo czasu by wrócić. Przejście może się utrzymać najwyżej godzinę, potem będziesz musiał szukać innych wrót. -Ostrzegł go grabarz wymachując szarym kapeluszem trzymanym w czarnych niczym smoła paznokciach.
-I tak się śpieszę. -Przyznał Michaelis coraz mniej cierpliwie wpatrując się wyczekująco w shinigami. W końcu szarowłosy westchnął i odłożył kapelusz na półkę by następnie podejść do ściany i wyjąć zza rękawa pokaźnej długości scyzoryk, którym zaczął wolno przecinać swoje żyły aby krople krwi splamiły podłogę siedmiokroć.
-Ratuj naszego drogiego hrabię. Bez niego, nie będzie tutaj już tak wesoło. -Przyznał z udawanym smutkiem grabarz odsuwając się po wykonaniu czynności na bok. Krew po woli zaczynała bulgotać i parować, by następnie utworzyć taki sam pentagram na podłodze, tyle, że o wiele mniejszy. Wówczas naścienne malowidło zaczęło się mienić ostrą czerwienią i zmieniło kolor na czerń zalewając całą ścianę mazią czarną jak smoła. Co było najdziwniejsze substancja trzymała się pionowo nie spadając na podłogę. Michaelis nie odpowiedział. Bez wahania szybkim krokiem przeszedł przez ścianę tym samym przechodząc przez bramę piekła. Jego frak zniknął. Pozostały jedynie długie, czarne buty i reszta ciała demona w niczym nie przypominająca człowieka. Szkarada. Potwór. Zagłada. Tym był Sebastian.
-Zapomniałem już jakie to uczucie. -Wymruczał cicho, chodź jego głos był zimny i złowrogi. W ludzkiej postaci używał zaledwie namiastki tego tonu.
-Proszę, proszę. Po tylu latach. -Usłyszał głos z głębin, a po chwili z cieni wyłoniła się kobieta o czerwonej skórze i nieokrzesanych, ciemnych jak smoła włosach zakrywających nagie piersi. Długim ogonem machała od czasu do czasu z jednej na drugą stronę starając się podkreślić zadowolony uśmieszek który wykwitł na jej ustach.
-Daruj sobie Lilith. Nie przybyłem w odwiedziny. -Odpowiedział zimno demon dumnie unosząc głowę pokrytą parą rogów, zdecydowanie dłuższymi rzęsami i włosami, a tak że delikatną, złowieszczą bródką. Demonica zamrugała po czym podparła kształtne uda długą zakończoną przydługimi pazurami dłonią.
-Nie ? Nie było Cię w piekle trzysta lat mimo, że jesteś jednym z siedmiu demonów rządzących piekłem, nie raczyłeś pokazać się nawet na Sabatach, a teraz przychodzisz tutaj. Powiedz mi, Crow (kruk) po co przybyłeś. Jestem cholernie ciekawa, co takiego zmusiło Cię aż do powrotu.
-Lekarstwo. Chcę leku. Wiesz po co. I wiem, że ty go masz Lilith.
-Ah tak, słynny lek, dla równie słynnego człowieka który podobno ma duszę słodszą niż czyjakolwiek przed nim. -Zaśmiała się, po czym odwróciła i zgrabnym krokiem ruszyła przed siebie zatrzymując się tylko na chwilę, aby zerknąć na Sebastiana. W jej oczach przez chwilę można było dostrzec pogardę pomieszaną z zazdrością, jednak zniknęło to tak szybko jak się pojawiło.
-Chodź. Wiedz jednak, że będzie Cię to bardzo drogo kosztowało. Przez te trzysta lat moje ,,leki" niewyobrażalnie zdrożały.
***
-Wolf ? -Zapytała cicho kobieta niepewnie wpatrując się w plecy demona stojącego przed nią. Wzgórze na którym przebywali było najlepszym punktem obserwacyjnym. Położony wysoko pagórek dawał możliwość śledzenia wzrokiem rezydencji Phantomhive w pełnej okazałości. Zachodzące promienie słońca odbijały się od szkła okien, dachu, a także innych przedmiotów nadających się do tego celu. Wolf nie reagował. Wpatrzony był w dom jak zahipnotyzowany.
-Nareszcie. -Szepnął cicho tym samym ignorując kobietę, która zmieszana przygryzła wargę. Oboje byli demonami. Zostali uwięzieni kontraktem przez rodziców Ciela Phnatomhive, z dziedziczeniem władzy po przez krew. Tym samym ostatni potomek rodu Phantomhive obecnie był uznawany za ich pana. Wolf początkowo starał się to zataić i wykorzystać by zabić chłopaka i uwolnić się od męki życia pod kluczem człowieka. Cóż powiedzieć, Wolf... kochał poprzednią głowę rodu. Vincenta. Tylko dlatego demon który całe życie był jednym z niewielu wysoko postawionych postanowił związać się z człowiekiem. Ale jak to Vincent, oszukał go. Ich ród był jedynymi ludźmi na ziemi potrafiącymi oszukać demony. Zdarzało się to bardzo rzadko. Natomiast w przypadku Sowy... powodem był Ciel. Pewnego dnia została zaproszona przez Wolfa, by zobaczyć jak żyje będąc w kontrakcie z człowiekiem i go zobaczyła... maleńkiego, niewinnego, a jednak już od czasu poczęcia naznaczonego złem. Od czasu kiedy to Vincent Phantomhive stał się jego ojcem przekazując mu całe zło tego rodu, które oczywiście chłopak za pośrednictwem pewnego wydarzenia przejął. Jednak kobieta nie była już niczego pewna. Ojciec Ciela nigdy nie pozwolił Wolfowi spróbować jego krwi, dlatego też demon nie znał smaku jego duszy. Ale smakując krew ostatniego z rodu... nie wiedziała już, czy chodzi mu o duszę chłopaka czy o jego śmierć. -Chodźmy. -Przerwał rozmyślania dziewczyny stanowczym głosem kiedy tylko słońce wyraźnie zaczęło zachodzić za widnokręgiem.
Sebastian nie zwracał uwagi na nic po za drogą przed sobą. Musiał się śpieszyć i wiedział, że tylko od tego jak szybko to załatwi zależy życie jego pana. Ostre gałęzie przy tak szybkim tempie raniły jego policzki, zahaczając o ubranie i w niektórych miejscach rozdzierając czarny frak.
-Obym tylko zdążył. -Szepnął sam do siebie starając się wykrzesać dodatkowe siły do szybszego biegu. W końcu jednak znalazł się w miejscu do którego zmierzał. ,,Undertaker". Zerknął na napis i nie przejmując się czymś takim jak pukanie wszedł bezszelestnie do środka spoglądając znacząco na grabarza, który w pierwszej chwili uśmiechał się do niego szalenie, jak to miał w zwyczaju. Widząc jednak wyraz z jakim przyszedł do niego demon, szybko westchnął i oderwał się od swojej lady kierując się w stronę zaplecza.
-Chodź, chodź lokaju. Masz mało czasu. -Wymruczał pod nosem mijając drzwi i przechodząc do ostatniego pomieszczenia, pozbawionego okien, mebli i drzwi po za idealnie gładką czarną ścianą z wymalowanym na niej pentagramem.
-Otworzysz mi przejście? -Zapytał Sebastian spokojnie, choć od środka rozrywała go niecierpliwość. Undertaker nie był jedynie wysoko szanowanym shinigami, ale po przejściu na emeryturę zaczął również pełnić funkcję Londyńskiego strażnika bram piekieł.
-Nie będziesz miał zbyt dużo czasu by wrócić. Przejście może się utrzymać najwyżej godzinę, potem będziesz musiał szukać innych wrót. -Ostrzegł go grabarz wymachując szarym kapeluszem trzymanym w czarnych niczym smoła paznokciach.
-I tak się śpieszę. -Przyznał Michaelis coraz mniej cierpliwie wpatrując się wyczekująco w shinigami. W końcu szarowłosy westchnął i odłożył kapelusz na półkę by następnie podejść do ściany i wyjąć zza rękawa pokaźnej długości scyzoryk, którym zaczął wolno przecinać swoje żyły aby krople krwi splamiły podłogę siedmiokroć.
-Ratuj naszego drogiego hrabię. Bez niego, nie będzie tutaj już tak wesoło. -Przyznał z udawanym smutkiem grabarz odsuwając się po wykonaniu czynności na bok. Krew po woli zaczynała bulgotać i parować, by następnie utworzyć taki sam pentagram na podłodze, tyle, że o wiele mniejszy. Wówczas naścienne malowidło zaczęło się mienić ostrą czerwienią i zmieniło kolor na czerń zalewając całą ścianę mazią czarną jak smoła. Co było najdziwniejsze substancja trzymała się pionowo nie spadając na podłogę. Michaelis nie odpowiedział. Bez wahania szybkim krokiem przeszedł przez ścianę tym samym przechodząc przez bramę piekła. Jego frak zniknął. Pozostały jedynie długie, czarne buty i reszta ciała demona w niczym nie przypominająca człowieka. Szkarada. Potwór. Zagłada. Tym był Sebastian.
-Zapomniałem już jakie to uczucie. -Wymruczał cicho, chodź jego głos był zimny i złowrogi. W ludzkiej postaci używał zaledwie namiastki tego tonu.
-Proszę, proszę. Po tylu latach. -Usłyszał głos z głębin, a po chwili z cieni wyłoniła się kobieta o czerwonej skórze i nieokrzesanych, ciemnych jak smoła włosach zakrywających nagie piersi. Długim ogonem machała od czasu do czasu z jednej na drugą stronę starając się podkreślić zadowolony uśmieszek który wykwitł na jej ustach.
-Daruj sobie Lilith. Nie przybyłem w odwiedziny. -Odpowiedział zimno demon dumnie unosząc głowę pokrytą parą rogów, zdecydowanie dłuższymi rzęsami i włosami, a tak że delikatną, złowieszczą bródką. Demonica zamrugała po czym podparła kształtne uda długą zakończoną przydługimi pazurami dłonią.
-Nie ? Nie było Cię w piekle trzysta lat mimo, że jesteś jednym z siedmiu demonów rządzących piekłem, nie raczyłeś pokazać się nawet na Sabatach, a teraz przychodzisz tutaj. Powiedz mi, Crow (kruk) po co przybyłeś. Jestem cholernie ciekawa, co takiego zmusiło Cię aż do powrotu.
-Lekarstwo. Chcę leku. Wiesz po co. I wiem, że ty go masz Lilith.
-Ah tak, słynny lek, dla równie słynnego człowieka który podobno ma duszę słodszą niż czyjakolwiek przed nim. -Zaśmiała się, po czym odwróciła i zgrabnym krokiem ruszyła przed siebie zatrzymując się tylko na chwilę, aby zerknąć na Sebastiana. W jej oczach przez chwilę można było dostrzec pogardę pomieszaną z zazdrością, jednak zniknęło to tak szybko jak się pojawiło.
-Chodź. Wiedz jednak, że będzie Cię to bardzo drogo kosztowało. Przez te trzysta lat moje ,,leki" niewyobrażalnie zdrożały.
***
-Wolf ? -Zapytała cicho kobieta niepewnie wpatrując się w plecy demona stojącego przed nią. Wzgórze na którym przebywali było najlepszym punktem obserwacyjnym. Położony wysoko pagórek dawał możliwość śledzenia wzrokiem rezydencji Phantomhive w pełnej okazałości. Zachodzące promienie słońca odbijały się od szkła okien, dachu, a także innych przedmiotów nadających się do tego celu. Wolf nie reagował. Wpatrzony był w dom jak zahipnotyzowany.
-Nareszcie. -Szepnął cicho tym samym ignorując kobietę, która zmieszana przygryzła wargę. Oboje byli demonami. Zostali uwięzieni kontraktem przez rodziców Ciela Phnatomhive, z dziedziczeniem władzy po przez krew. Tym samym ostatni potomek rodu Phantomhive obecnie był uznawany za ich pana. Wolf początkowo starał się to zataić i wykorzystać by zabić chłopaka i uwolnić się od męki życia pod kluczem człowieka. Cóż powiedzieć, Wolf... kochał poprzednią głowę rodu. Vincenta. Tylko dlatego demon który całe życie był jednym z niewielu wysoko postawionych postanowił związać się z człowiekiem. Ale jak to Vincent, oszukał go. Ich ród był jedynymi ludźmi na ziemi potrafiącymi oszukać demony. Zdarzało się to bardzo rzadko. Natomiast w przypadku Sowy... powodem był Ciel. Pewnego dnia została zaproszona przez Wolfa, by zobaczyć jak żyje będąc w kontrakcie z człowiekiem i go zobaczyła... maleńkiego, niewinnego, a jednak już od czasu poczęcia naznaczonego złem. Od czasu kiedy to Vincent Phantomhive stał się jego ojcem przekazując mu całe zło tego rodu, które oczywiście chłopak za pośrednictwem pewnego wydarzenia przejął. Jednak kobieta nie była już niczego pewna. Ojciec Ciela nigdy nie pozwolił Wolfowi spróbować jego krwi, dlatego też demon nie znał smaku jego duszy. Ale smakując krew ostatniego z rodu... nie wiedziała już, czy chodzi mu o duszę chłopaka czy o jego śmierć. -Chodźmy. -Przerwał rozmyślania dziewczyny stanowczym głosem kiedy tylko słońce wyraźnie zaczęło zachodzić za widnokręgiem.
czwartek, 26 lutego 2015
12. Przed zmrokiem
Przepraszam za tak długą przerwę, ale nie chciałam już prowadzić tego bloga. Na prawdę przez pewien czas nie sądziłam, że jeszcze tu wrócę i myślałam nad napisaniem notki obwieszczającej koniec pisania. Ogólnie źle zaczęłam tutaj pisać, nie rozłożyłam swojego pomysłu poprawnie itp. Po za tym cierpiałam na duuuże braki weny, ale ostatni (jeden, ale co !) komentarz mnie zmotywował do dodania kolejnego rozdziału. Jak widać warto komentować.
- Nie przeżyje. - To słowa które zadecydowały o wszystkim. Sebastian rozszerzył oczy słuchając kolejnych, wypowiadanych przez jedną z najlepszych znachorek słów. - Jego ciało jest młode i chorowite. Gdyby miał lepsze zdrowie być może dałabym radę coś zdziałać, jednak że... nie potrafię mu pomóc. Dla tego chłopca nie ma już ratunku. - Dokończyła smutno wprawiając jedynie Michaelisa w coraz to gorszy nastrój.
- Rozumiem. Dziękuję za trud jaki Pani sobie zadała. - Oznajmił ze stoickim spokojem demon patrząc gdzieś przed siebie. Kobieta lekko się zaskoczyła jego obojętnością. A co miał zrobić ? Wrzeszczeć ? Płakać ? To było nierealne. Był demonem i w tej chwili czuł się nim bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Kiedy tylko znachorka zniknęła mu z oczu pozwolił sobie na więcej. Przygryzł zwykle nieskazitelną, ciemno czerwoną wargę i przysiadł na brzegu łóżka w którym leżała jego kruszynka.
-Paniczu... -Szepnął chrapliwie nie mogąc się powstrzymać. Po raz pierwszy chyba słyszał we własnym, zimnym głosie tyle emocji co teraz. Jeśli właśnie tak miało wyglądać człowieczeństwo to go nie chciał. Ale na to było już za późno. Odkąd postanowił zasmakować życia człowieka służąc paniczowi, aż do śmierci. A teraz kiedy właśnie był w jej obliczu podejmował najważniejszą dla swojej i jego przyszłości decyzję. Chciał by Ciel Phantomhive przeżył. Chociaż wiedział, że żadna ludzka siła mu w tym nie pomorze. Jako demon czuł pogarszający się stan swojego pana nawet bez przyrządów badawczych i tym podobnych ustrojstw. -Paniczu... -Potórzył to samo słowo nieco pewniej i marszcząc brwi pochylił się nad chłopakiem składając na jego bladych, zimnych z wycięczenia wargach delikatny pocałunek. -...słabo wychodzi mi przepraszanie, ale jednak... chyba będę musiał na prawdę Cię przeprosić kiedy tylko wstaniesz. -Szepnął by nastepnie wyprostować się i w mgnieniu oka znaleźć przy drzwiach. Mężczyzna położył dłoń na klamce i ostatni raz odwracając swój wzrok w stronę wielkiego łoża ruszył przed siebie zamykając drzwi z cichym trzaskiem.
-Mei-Rin, Bard, Finny. -Zawołał zdecydowanym głosem kiedy tylko znalazł się na schodach. Nie musiał długo czekać aby usłyszeć z głębi domu dźwięk tłuczonej polcerany i kroki z trzech różnych stron, a chwilę potem do holu wbiegła cała zwołana trójca.
-Wzywałeś, Sebastianie ? -Zapytał Bard wyjmując niedopalonego papierosa z ust by następnie podeprzeć rekę o swoje biodro. Pozostali również z niecierpliwością czekali na powód wezwania. Co jak co, ale Sebastian bardzo żadko to robił, chyba że...
-Pora byście wypełnili swoje prawdziwe obowiązki wobec rodziny Phnatomhive. -Powiedział spokojnie nie wyjaśniając nic więcej. Wiedzieli. Nie pytali o nic zbędnego. Mei-Rin zaraz spoważniała i przestała się głupkowato uśmiechać po czym zdjęła z nosa wielkie okólary ukazujac bystre, czekoladowe oczy.
-Kiedy ? -Zapytała poważnym głosem wpatrując się intensywnie w czarnego lokaja.
-Dzisiaj o zmierzchu. -Odpowiedział natychmiastowo przemieszczając się po schodkach na dół. -Bądźcie gotowi. -Dodał mijając służbę by następnie ruszyć w tylko sobie znanym kierunku.
-Sebastianie ! A ty dokąd ? -Zapytał jeszcze Bard krzycząc za nim.
-Muszę załatwić lekarstwo dla panicza. Jest sposób by go uratować, ale musicie pod moją nieobecność pilnować rezydencji i nie pozwolić by kto kolwiek go tknął. Czy to jasne ? -Zapytał zakładając czarną marynarkę po czym delikatnie zacisnął usta w cienką kreskę nie zatrzymując się w miejscu. Musiał się śpieszyć, a czas naglił. Za sobą usłyszał jeszcze charakterystyczny okrzyk : Tak jest ! Wiedział, że nawet trójka idealnie wyszkolonej służby do obrony życia Ciela nie wystarczy by powstrzymać Wolfa na długo. A on z pewnością przyjdzie. Po zmroku. W czasie kiedy demony są najsilniejsze. Szczególnie wilki... Właśnie dlatego musiał się śpieszyć. Nim wszystko przepadnie.
-Jeśli zawiedziecie, nie będziecie godni by służyć rodu Phantomhive. -Szepnął sam do siebie wiedząc, że istoty ludzkie nie usłyszą go z tej odległości po czym puścił się pędem przed siebie. Wyglądało na to, że teraz gdy znalazł się pod ścianą będzie musiał zrobić coś czego nie zamierzał robić nigdy więcej. Zstępując na ziemię jako nieczysty kruk, poprzysiągł życie w brudzie żerując na obrzydliwych ludzkich duszach z krótych żadna nie była idealna. Żadna mu nie odpowiadała. A teraz gdy wreszcie znalazł swoją wymarzoną duszę miał zamiar ją poświęcić. Stracić. Prawdziwa ironia losu. Michaelis cicho prychnął pod nosem, a na jego ustach pojawił się delikatny, charakterystyczny dla niego uśmieszek. Nie ważne w jakich czasach żył. Ile czasu mu zostało. Jak długo jeszcze będzie musiał grać idealnie swoją rolę jedna rzecz nigdy się nie zmieniała. Ludzie. To oni od wieków byli największym błogosławieństwem demonów. Będąc równocześnie pokarmem i rozrywką, po dosyć długim czasie przyzwyczajali się do strachu jaki wywoływały w nich istoty nieczyste nazywane również demonami, by następnie zacząć tworzyć w swoich biednych, zdeformowanych umysłach wizję zwaną nadzieją. Tak narodziła się plaga, która unieszkodliwiała magiczne istoty. Normalni ludzie, którzy zawsze byli na samym dole łańcucha pokarmowego zaczęli się podnosić. Wszystkiemu winna podobno była nadzieja. Uczucie jakie nie było znane żadnemu ponadludzkiemu gatunkowi po woli zaczynało przeważać i zmieniać ludzką duszę w coś jeszcze bardziej pociągającego i niebezpiecznego. Sebastian jednak nigdy, nawet jeszcze przed kilkoma godzinami nie pomyślałby, że może zostać zarażony czymś tak bzdurnym jak uczucia. Niepotrzebnym. Zbędnym. A szczególnie nie nadzieją.
- Nie przeżyje. - To słowa które zadecydowały o wszystkim. Sebastian rozszerzył oczy słuchając kolejnych, wypowiadanych przez jedną z najlepszych znachorek słów. - Jego ciało jest młode i chorowite. Gdyby miał lepsze zdrowie być może dałabym radę coś zdziałać, jednak że... nie potrafię mu pomóc. Dla tego chłopca nie ma już ratunku. - Dokończyła smutno wprawiając jedynie Michaelisa w coraz to gorszy nastrój.
- Rozumiem. Dziękuję za trud jaki Pani sobie zadała. - Oznajmił ze stoickim spokojem demon patrząc gdzieś przed siebie. Kobieta lekko się zaskoczyła jego obojętnością. A co miał zrobić ? Wrzeszczeć ? Płakać ? To było nierealne. Był demonem i w tej chwili czuł się nim bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Kiedy tylko znachorka zniknęła mu z oczu pozwolił sobie na więcej. Przygryzł zwykle nieskazitelną, ciemno czerwoną wargę i przysiadł na brzegu łóżka w którym leżała jego kruszynka.
-Paniczu... -Szepnął chrapliwie nie mogąc się powstrzymać. Po raz pierwszy chyba słyszał we własnym, zimnym głosie tyle emocji co teraz. Jeśli właśnie tak miało wyglądać człowieczeństwo to go nie chciał. Ale na to było już za późno. Odkąd postanowił zasmakować życia człowieka służąc paniczowi, aż do śmierci. A teraz kiedy właśnie był w jej obliczu podejmował najważniejszą dla swojej i jego przyszłości decyzję. Chciał by Ciel Phantomhive przeżył. Chociaż wiedział, że żadna ludzka siła mu w tym nie pomorze. Jako demon czuł pogarszający się stan swojego pana nawet bez przyrządów badawczych i tym podobnych ustrojstw. -Paniczu... -Potórzył to samo słowo nieco pewniej i marszcząc brwi pochylił się nad chłopakiem składając na jego bladych, zimnych z wycięczenia wargach delikatny pocałunek. -...słabo wychodzi mi przepraszanie, ale jednak... chyba będę musiał na prawdę Cię przeprosić kiedy tylko wstaniesz. -Szepnął by nastepnie wyprostować się i w mgnieniu oka znaleźć przy drzwiach. Mężczyzna położył dłoń na klamce i ostatni raz odwracając swój wzrok w stronę wielkiego łoża ruszył przed siebie zamykając drzwi z cichym trzaskiem.
-Mei-Rin, Bard, Finny. -Zawołał zdecydowanym głosem kiedy tylko znalazł się na schodach. Nie musiał długo czekać aby usłyszeć z głębi domu dźwięk tłuczonej polcerany i kroki z trzech różnych stron, a chwilę potem do holu wbiegła cała zwołana trójca.
-Wzywałeś, Sebastianie ? -Zapytał Bard wyjmując niedopalonego papierosa z ust by następnie podeprzeć rekę o swoje biodro. Pozostali również z niecierpliwością czekali na powód wezwania. Co jak co, ale Sebastian bardzo żadko to robił, chyba że...
-Pora byście wypełnili swoje prawdziwe obowiązki wobec rodziny Phnatomhive. -Powiedział spokojnie nie wyjaśniając nic więcej. Wiedzieli. Nie pytali o nic zbędnego. Mei-Rin zaraz spoważniała i przestała się głupkowato uśmiechać po czym zdjęła z nosa wielkie okólary ukazujac bystre, czekoladowe oczy.
-Kiedy ? -Zapytała poważnym głosem wpatrując się intensywnie w czarnego lokaja.
-Dzisiaj o zmierzchu. -Odpowiedział natychmiastowo przemieszczając się po schodkach na dół. -Bądźcie gotowi. -Dodał mijając służbę by następnie ruszyć w tylko sobie znanym kierunku.
-Sebastianie ! A ty dokąd ? -Zapytał jeszcze Bard krzycząc za nim.
-Muszę załatwić lekarstwo dla panicza. Jest sposób by go uratować, ale musicie pod moją nieobecność pilnować rezydencji i nie pozwolić by kto kolwiek go tknął. Czy to jasne ? -Zapytał zakładając czarną marynarkę po czym delikatnie zacisnął usta w cienką kreskę nie zatrzymując się w miejscu. Musiał się śpieszyć, a czas naglił. Za sobą usłyszał jeszcze charakterystyczny okrzyk : Tak jest ! Wiedział, że nawet trójka idealnie wyszkolonej służby do obrony życia Ciela nie wystarczy by powstrzymać Wolfa na długo. A on z pewnością przyjdzie. Po zmroku. W czasie kiedy demony są najsilniejsze. Szczególnie wilki... Właśnie dlatego musiał się śpieszyć. Nim wszystko przepadnie.
-Jeśli zawiedziecie, nie będziecie godni by służyć rodu Phantomhive. -Szepnął sam do siebie wiedząc, że istoty ludzkie nie usłyszą go z tej odległości po czym puścił się pędem przed siebie. Wyglądało na to, że teraz gdy znalazł się pod ścianą będzie musiał zrobić coś czego nie zamierzał robić nigdy więcej. Zstępując na ziemię jako nieczysty kruk, poprzysiągł życie w brudzie żerując na obrzydliwych ludzkich duszach z krótych żadna nie była idealna. Żadna mu nie odpowiadała. A teraz gdy wreszcie znalazł swoją wymarzoną duszę miał zamiar ją poświęcić. Stracić. Prawdziwa ironia losu. Michaelis cicho prychnął pod nosem, a na jego ustach pojawił się delikatny, charakterystyczny dla niego uśmieszek. Nie ważne w jakich czasach żył. Ile czasu mu zostało. Jak długo jeszcze będzie musiał grać idealnie swoją rolę jedna rzecz nigdy się nie zmieniała. Ludzie. To oni od wieków byli największym błogosławieństwem demonów. Będąc równocześnie pokarmem i rozrywką, po dosyć długim czasie przyzwyczajali się do strachu jaki wywoływały w nich istoty nieczyste nazywane również demonami, by następnie zacząć tworzyć w swoich biednych, zdeformowanych umysłach wizję zwaną nadzieją. Tak narodziła się plaga, która unieszkodliwiała magiczne istoty. Normalni ludzie, którzy zawsze byli na samym dole łańcucha pokarmowego zaczęli się podnosić. Wszystkiemu winna podobno była nadzieja. Uczucie jakie nie było znane żadnemu ponadludzkiemu gatunkowi po woli zaczynało przeważać i zmieniać ludzką duszę w coś jeszcze bardziej pociągającego i niebezpiecznego. Sebastian jednak nigdy, nawet jeszcze przed kilkoma godzinami nie pomyślałby, że może zostać zarażony czymś tak bzdurnym jak uczucia. Niepotrzebnym. Zbędnym. A szczególnie nie nadzieją.
Subskrybuj:
Posty (Atom)