Sebastian nie zwracał uwagi na nic po za drogą przed sobą. Musiał się śpieszyć i wiedział, że tylko od tego jak szybko to załatwi zależy życie jego pana. Ostre gałęzie przy tak szybkim tempie raniły jego policzki, zahaczając o ubranie i w niektórych miejscach rozdzierając czarny frak.
-Obym tylko zdążył. -Szepnął sam do siebie starając się wykrzesać dodatkowe siły do szybszego biegu. W końcu jednak znalazł się w miejscu do którego zmierzał. ,,Undertaker". Zerknął na napis i nie przejmując się czymś takim jak pukanie wszedł bezszelestnie do środka spoglądając znacząco na grabarza, który w pierwszej chwili uśmiechał się do niego szalenie, jak to miał w zwyczaju. Widząc jednak wyraz z jakim przyszedł do niego demon, szybko westchnął i oderwał się od swojej lady kierując się w stronę zaplecza.
-Chodź, chodź lokaju. Masz mało czasu. -Wymruczał pod nosem mijając drzwi i przechodząc do ostatniego pomieszczenia, pozbawionego okien, mebli i drzwi po za idealnie gładką czarną ścianą z wymalowanym na niej pentagramem.
-Otworzysz mi przejście? -Zapytał Sebastian spokojnie, choć od środka rozrywała go niecierpliwość. Undertaker nie był jedynie wysoko szanowanym shinigami, ale po przejściu na emeryturę zaczął również pełnić funkcję Londyńskiego strażnika bram piekieł.
-Nie będziesz miał zbyt dużo czasu by wrócić. Przejście może się utrzymać najwyżej godzinę, potem będziesz musiał szukać innych wrót. -Ostrzegł go grabarz wymachując szarym kapeluszem trzymanym w czarnych niczym smoła paznokciach.
-I tak się śpieszę. -Przyznał Michaelis coraz mniej cierpliwie wpatrując się wyczekująco w shinigami. W końcu szarowłosy westchnął i odłożył kapelusz na półkę by następnie podejść do ściany i wyjąć zza rękawa pokaźnej długości scyzoryk, którym zaczął wolno przecinać swoje żyły aby krople krwi splamiły podłogę siedmiokroć.
-Ratuj naszego drogiego hrabię. Bez niego, nie będzie tutaj już tak wesoło. -Przyznał z udawanym smutkiem grabarz odsuwając się po wykonaniu czynności na bok. Krew po woli zaczynała bulgotać i parować, by następnie utworzyć taki sam pentagram na podłodze, tyle, że o wiele mniejszy. Wówczas naścienne malowidło zaczęło się mienić ostrą czerwienią i zmieniło kolor na czerń zalewając całą ścianę mazią czarną jak smoła. Co było najdziwniejsze substancja trzymała się pionowo nie spadając na podłogę. Michaelis nie odpowiedział. Bez wahania szybkim krokiem przeszedł przez ścianę tym samym przechodząc przez bramę piekła. Jego frak zniknął. Pozostały jedynie długie, czarne buty i reszta ciała demona w niczym nie przypominająca człowieka. Szkarada. Potwór. Zagłada. Tym był Sebastian.
-Zapomniałem już jakie to uczucie. -Wymruczał cicho, chodź jego głos był zimny i złowrogi. W ludzkiej postaci używał zaledwie namiastki tego tonu.
-Proszę, proszę. Po tylu latach. -Usłyszał głos z głębin, a po chwili z cieni wyłoniła się kobieta o czerwonej skórze i nieokrzesanych, ciemnych jak smoła włosach zakrywających nagie piersi. Długim ogonem machała od czasu do czasu z jednej na drugą stronę starając się podkreślić zadowolony uśmieszek który wykwitł na jej ustach.
-Daruj sobie Lilith. Nie przybyłem w odwiedziny. -Odpowiedział zimno demon dumnie unosząc głowę pokrytą parą rogów, zdecydowanie dłuższymi rzęsami i włosami, a tak że delikatną, złowieszczą bródką. Demonica zamrugała po czym podparła kształtne uda długą zakończoną przydługimi pazurami dłonią.
-Nie ? Nie było Cię w piekle trzysta lat mimo, że jesteś jednym z siedmiu demonów rządzących piekłem, nie raczyłeś pokazać się nawet na Sabatach, a teraz przychodzisz tutaj. Powiedz mi, Crow (kruk) po co przybyłeś. Jestem cholernie ciekawa, co takiego zmusiło Cię aż do powrotu.
-Lekarstwo. Chcę leku. Wiesz po co. I wiem, że ty go masz Lilith.
-Ah tak, słynny lek, dla równie słynnego człowieka który podobno ma duszę słodszą niż czyjakolwiek przed nim. -Zaśmiała się, po czym odwróciła i zgrabnym krokiem ruszyła przed siebie zatrzymując się tylko na chwilę, aby zerknąć na Sebastiana. W jej oczach przez chwilę można było dostrzec pogardę pomieszaną z zazdrością, jednak zniknęło to tak szybko jak się pojawiło.
-Chodź. Wiedz jednak, że będzie Cię to bardzo drogo kosztowało. Przez te trzysta lat moje ,,leki" niewyobrażalnie zdrożały.
***
-Wolf ? -Zapytała cicho kobieta niepewnie wpatrując się w plecy demona stojącego przed nią. Wzgórze na którym przebywali było najlepszym punktem obserwacyjnym. Położony wysoko pagórek dawał możliwość śledzenia wzrokiem rezydencji Phantomhive w pełnej okazałości. Zachodzące promienie słońca odbijały się od szkła okien, dachu, a także innych przedmiotów nadających się do tego celu. Wolf nie reagował. Wpatrzony był w dom jak zahipnotyzowany.
-Nareszcie. -Szepnął cicho tym samym ignorując kobietę, która zmieszana przygryzła wargę. Oboje byli demonami. Zostali uwięzieni kontraktem przez rodziców Ciela Phnatomhive, z dziedziczeniem władzy po przez krew. Tym samym ostatni potomek rodu Phantomhive obecnie był uznawany za ich pana. Wolf początkowo starał się to zataić i wykorzystać by zabić chłopaka i uwolnić się od męki życia pod kluczem człowieka. Cóż powiedzieć, Wolf... kochał poprzednią głowę rodu. Vincenta. Tylko dlatego demon który całe życie był jednym z niewielu wysoko postawionych postanowił związać się z człowiekiem. Ale jak to Vincent, oszukał go. Ich ród był jedynymi ludźmi na ziemi potrafiącymi oszukać demony. Zdarzało się to bardzo rzadko. Natomiast w przypadku Sowy... powodem był Ciel. Pewnego dnia została zaproszona przez Wolfa, by zobaczyć jak żyje będąc w kontrakcie z człowiekiem i go zobaczyła... maleńkiego, niewinnego, a jednak już od czasu poczęcia naznaczonego złem. Od czasu kiedy to Vincent Phantomhive stał się jego ojcem przekazując mu całe zło tego rodu, które oczywiście chłopak za pośrednictwem pewnego wydarzenia przejął. Jednak kobieta nie była już niczego pewna. Ojciec Ciela nigdy nie pozwolił Wolfowi spróbować jego krwi, dlatego też demon nie znał smaku jego duszy. Ale smakując krew ostatniego z rodu... nie wiedziała już, czy chodzi mu o duszę chłopaka czy o jego śmierć. -Chodźmy. -Przerwał rozmyślania dziewczyny stanowczym głosem kiedy tylko słońce wyraźnie zaczęło zachodzić za widnokręgiem.
Jestem przeszczęśliwa! ^^ Humor poprawiłaś jak nikt jeszcze ;3 Dopiero teraz trafiłam, bo mój (nie)kochany telefon nie wyświetlał mi go xc Ale już przeczytałam ! *-* Cudowny! Z niecierpliwością czekam na następny! Ja w sumie sama myślę o założeniu bloga i pisaniu tam własnych yaoi... Ale chyba jednak wolę czytać czyjeś dzieła :) Rozdział cudowny, to poświęcenie Sebastiana aż mnie wzruszyło :'> Cudowne... Błędami się nie przejmuj. Nawet zawodowi pisarze je popełniają i od poprawek mają edytorów :) Dobrze, że nie zdradziłaś mi szczegółów ^^ Mam kolejny powód, by wchodzić na twojego bloga co sekundę xD No, teraz tylko pozostaje mi życzyć tobie dużo weny, czasu i zdrówka... Oraz najlepszej herbatki! ^^
OdpowiedzUsuńZnaczy mówisz, że ta ostatnia notka jest dużo lepsza niż poprzednie? xDDD
OdpowiedzUsuńI że 13 rozdziałów to spore osiągnięcie? Oo
Czemu tak ciężko znaleźć jakieś naprawdę dobre opowiadanie o Kuroszu, ehh... Masakra, tylko nadzieję robicie -.-